Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 18 kwietnia 2024 03:39

Niedźwiadki z Kobierzyc w drodze do NBA

Z Krystyną Wójcik, o koszykarzach Janie i Szymonie Wójcikach, którzy właśnie rozpoczynają swój pierwszy sezon w amerykańskiej lidze NCAA, rozmawia Jacek Antczak
Niedźwiadki z Kobierzyc w drodze do NBA

Jaki numer buta mają Szymon i Jaś?

Adasiowy, czyli 49,5.

Wzrostem też są już „Adasiowi”?

No prawie. Mają już po 207 centymetrów. Brakuje centymetra. Chociaż Amerykanie mierzą zawodników w butach, więc można uznać, że mają po 208 cm.

To 414 centymetrów Twojego szczęścia narodziło się 11 listopada 1999 roku, w Święto Niepodległości. Adam zawsze się śmiał, że cała Polska świętuje urodziny Waszych bliźniaków, w całym kraju wywieszają flagi na ich cześć. Ale coś w tym jest, sportowa Polska coraz bardziej liczy na to, że dwóch przefajnych chłopaków z Kobierzyc zagra w NBA. Już są w Stanach, już szykują się do pierwszego sezonu na koszykarskich parkietach, już zaczął się ich „American Dream”. Jest szansa na NBA?

Zaraz, zaraz, powoli dopiero zaczynają studia…

Od dawna chcą być jak LeBron James?

Od jakiś ośmiu lat, ale nie jak LeBron. Jeśli już to Szymon chce być jak Kevin Durant, wielka gwiazda NBA, a Jaś jak Kawhi Leonard z Toronto Raptors, do niedawna San Antonio Spurs.

Odkąd zaczęli uprawiać koszykówkę, sport, którego mistrzem był ich wielki, kochany nie tylko przez nich tato – Adam Wójcik, mieli w swoich pokojach plakaty klubów, w których chcą grać. Jakie to były kluby?

San Antonio Spurs - Jaś, Boston Celtics – Szymuś. To są kluby ich marzeń. A w tej chwili grają dla Niedźwiedzi, czyli klubu Missouri State Bears z Missouri State University w Springfield.

Na pewno chcieli być koszykarzami od zawsze, no przecież… jeszcze przed urodzeniem bywali na meczach mistrzowskiego Śląska Wrocław i reprezentacji Polski, gdy kibicowałaś Adamowi, będąc jeszcze w ciąży.

Nie do końca, od początku lubili sport, ale nigdy niczego im nie narzucaliśmy. Byli więc… narciarzami, żeglarzami, piłkarzami i tenisistami. Wszystkie sporty świata musieli przećwiczyć.

I któregoś dnia tata zabrał ich na trening koszykówki. Poszli i stwierdzili, że chcą pójść znowu…

Tak było. Chodzili na treningi raz w tygodniu, ale od razu przebąkiwali: „Mamo, niektóre dzieci chodzą dwa razy w tygodniu”. „Dobrze, będziecie chodzili dwa razy w tygodniu”, powiedział Adam. A po kilku miesiącach zauważyli: „A niektórzy chłopcy chodzą trzy razy w tygodniu”. Natury nie da się oszukać.

No i zdobyli mistrzostwo Polski, szybciej niż tata, bo… reprezentując barwy Szkoły Podstawowej nr 67 we Wrocławiu

W ogólnopolskim programie Energa Basket Cup. Oj, dawne czasy.

Potem, gdy byli gimnazjalistami, to ich klub KKS Kobierzyce, odnosił takie sukcesy, że zrobiło się o nim głośno w kraju. I to nie tylko dzięki dwóm Wójcikom, ale także paru innym chłopakom z Wrocławia i gminy Kobierzyce. To właśnie w tej podwrocławskiej miejscowości zaczęły się początki kariery, nie tylko zresztą Twoich chłopaków. 

Tak, bo losy naszych dzieci są, jak to zwykle bywa, powiązane z wyborami rodziców. A my z Adamem, po objechaniu świata, zamieszkaliśmy na Dolnym Śląsku, pod Wrocławiem, najpierw na Bielanach, a potem w Pełczycach i pomyśleliśmy, że to nasze miejsce na ziemi. Adaś najlepiej wiedział, jakiego rodzaju treningu potrzebują chłopcy na tym etapie szkolenia. Dlatego w 2012 roku powołaliśmy do życia Stowarzyszenie KKS Kobierzyce, prowadzące zajęcia dla dzieci i młodzieży. Jego siedzibą są Kobierzyce. Impulsem do stworzenia tego miejsca były też sygnały od rodziców trenujących dzieci w naszej okolicy, którzy szukali innych niż dotychczasowe, możliwości dla swoich utalentowanych pociech. Zaczęliśmy kompletować drużynę od podstaw i dochodziło do zabawnych sytuacji. Adaś biegał po sąsiadach i sprawdzał, kto tu ma jakiegoś chłopaka rocznik 99 albo młodszego, który chciałby zostać koszykarzem. Czasami przepadał na trzy godziny, a potem wracał i wołał: „Jest! Jest Piotruś! Będzie przychodził na treningi”. Komedia, ale udało się odnaleźć brakujących do składu chłopców, którzy potem byli z nami kilka lat! 

Czyli wraz z Twoimi synami i chłopakami z okolicy w małej miejscowości można było powołać stowarzyszenie i klub, który, co tu dużo mówić, walczył jak równy z równym z na przykład z wielkim Śląskiem Wrocław. Widać można stworzyć klub sportowy nawet poza dużym miastem.

Ale łatwo nie było. Mieliśmy po drodze przeróżne problemy. Koszty utrzymania takiego klubu też nie są najmniejsze, bo system szkolenia dzieci jest w Polsce niestety bardzo drogi. A chcieliśmy stworzyć coś, co będzie funkcjonowało przez lata – i tak jest. Choć skład drużyny się zmieniał, KKS Kobierzyce grają w kosza dalej i to w pięknej hali im. Adama Wójcika. Przez dwa lata odbywały się też zajęcia dla młodszych dzieci w szkołach podstawowych w całej gminie, w szkole na Bielanach Wrocławskich i w Tyńcu. No ale niestety, za mała jest tu populacja dzieci, żeby utrzymywać klub wielozespołowy. KKS Kobierzyce z powodzeniem rywalizuje w lidze dolnośląsko-lubuskiej. Graliśmy nawet w półfinałach Mistrzostw Polski i występowaliśmy w lidze międzynarodowej EYBL. Na turnieju w Kobierzycach pokonaliśmy młodzież CSKA Moskwa i to w sezonie, kiedy dorosły CSKA została mistrzem Euroligi. Żartowaliśmy, że jesteśmy najlepsi w Europie satysfakcja była przeogromna…

Były też boje ze Śląskiem Wrocław, wieloletnim klubem Adama, z którym zdobywał Mistrzostwa Polski.

Zespół był prowadzony bardzo profesjonalnie. Szkoleniem nastoletnich chłopców zajmował się Adaś razem z innym legendarnym polskim koszykarzem, Jurkiem Binkowskim. Wspomagał nas także Jacek Będzikowski – jako trener motoryki, a to legenda polskiej piłki ręcznej. Wiedzieliśmy, że mamy bardzo utalentowanych zawodników i nie mówię tu tylko o moich synach. Zresztą sukcesy nie były dla nas tak istotne jak to, żeby dzieci rozwijały się sportowo. Mieliśmy prawdziwe poczucie misji, bo przychodzili do nas na treningi chłopcy z bardzo różnych środowisk i widzieliśmy proces ich integracji. To było szalenie budujące. Wyjeżdżaliśmy na turnieje międzynarodowe za granicę i dla niektórych z tych chłopców to były pierwsze wyjazdy poza Polskę, pierwszy lot samolotem… Wspaniała sprawa. Mieliśmy poczucie, że robimy coś dobrego dla tych dzieciaków. Wszystkim dawaliśmy równe szanse. Niektórzy chłopcy trenują nadal. Klub też działa, są w nim dzieci z gminy, są też dzieci z wrocławskich zespołów, które wolą grać u nas.

Studiowałaś na warszawskiej SGH, magisterkę zrobiłaś na Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu, no bo akurat tu grał Adam. Przez całe życie byłaś nieformalnym, a w wielu momentach formalnym menadżerem męża, który grał w Belgii, Grecji, Włoszech, Hiszpanii. Potem zostałaś menadżerką swoich synów, którzy idą podobną drogą. Jak się godzi bycie mamą z byciem profesjonalnym menadżerem sportowym?

Jak trzeba to wszystko pogodzić, to trzeba. Najtrudniejsze były te peregrynacje i ciągłe przystosowywanie się do nowych warunków. Logistyka jest to jest bardzo absorbujące zajęcie. Samo wybierania amerykańskiej uczelni dla dzieci trwało pół roku i to była praca na pełen etat.

Wcześniej trzeba było wybrać liceum i klub, w którym zagrają chłopcy. No bo Jaś z Szymonem już w wieku 14, 15 lat byli powoływani do reprezentacji Polski.

Tak, byli w składzie drużyny, która wywalczyła awans z dywizji B do dywizji A. W późniejszych latach byli powoływani, ale z różnych powodów po 16 roku życia nie grali już w reprezentacji. Drugą i trzecią klasę gimnazjum kończyli w Kobierzycach, pierwszą klasę liceum w systemie IB skończyli we Wrocławiu – zawsze z czerwonymi paskami. Wiedzieliśmy jednak, że musimy im znaleźć nowe miejsce, żeby się rozwijali sportowo. Chłopcy potrzebowali nowych bodźców, więc zaczęliśmy szukać klubu za granicą.

A w Polsce?

Nie mieliśmy zaufania do polskiego systemu szkolenia, zwłaszcza do poziomu rywalizacji. Ale to, że musieliśmy szukać klubu za granicą, uważaliśmy z Adasiem za porażkę. To nie jest normalne, że musimy wywieźć dzieci, żeby mogły się rozwijać. Odwiedziliśmy kilka klubów w Hiszpanii, Niemczech i we Włoszech – szukaliśmy miejsca, które mogłoby im zapewnić rozwój bez stawiania zbyt wielkich wymagań i nadmiernej presji sportowej.

Tato chłopców był wielkim koszykarzem, niektórzy uważają, że najlepszym w historii polskiej koszykówki, ale jego talent eksplodował, gdy miał około 20 lat. W wieku 15, a nawet 18 lat nie był jeszcze w pełni dojrzałym koszykarzem.

To prawda. Adaś wielokrotnie opowiadał o kolegach, którzy odbierali indywidualne nagrody, a on mógł o nich tylko pomarzyć, ponieważ był chudy, słaby i niczego wielkiego na boisku nie prezentował. Natomiast miał genialnych trenerów, którzy w niego wierzyli… I te zagraniczne kluby i ich trenerzy też byli zainteresowani naszymi chłopakami. Ale tak naprawdę to dzieci same wybrały sobie klub Elan Chalon.

Mają nosa, akurat w tym roku, w którym do niego trafili, klub zdobył mistrzostwo Francji.

To był klub z bardzo poważnym systemem szkolenia młodych koszykarzy. Najwięcej Europejczyków, którzy dostają się do NBA, przychodzi tam z ligi francuskiej. To była dla nas rekomendacja, że oni wiedzą, co robią.

Jak było chłopcom we Francji?

Ten czas we Francji był bardzo trudny, najtrudniejszy czas dla całej naszej rodziny. Już wyjazd chłopców zbiegł się z chwilą zachorowania Adasia. Planowaliśmy, że ten pierwszy rok będę z dziećmi, ale okazało się, że muszę być w dwóch miejscach jednocześnie – we wrocławskim szpitalu i z chłopakami. Dzieci dzielnie spisały się na medal. Po roku postanowili wrócić do Francji, choć mieliśmy z Adamem wątpliwości, czy to jest dla nich najlepsze miejsce. W kolejnym sezonie, zaczęły się kontuzje i wspólnie z dziećmi zdecydowaliśmy, że po leczeniu w Polsce chłopcy już do Francji nie wrócą. We Francji chłopcom najbardziej brakowało szkoły, w tym czasie kończyli liceum on-line. Zdali maturę bardzo dobrze. Zresztą zdali dwie matury, bo i amerykańską. Te plakaty wymarzonych drużyn nigdy nie zniknęły z ich ścian, a oni zawsze myśleli o tym, żeby studiować i grać w Stanach.

Opowiedz, jacy to są dżentelmeni? Wiem, że byli fantastycznymi chłopakami, bo dobrze ich znam od lat, ale na jakich mężczyzn wyrośli?

Nie będę obiektywna. Dla mnie są najwspanialsi na świecie. Jestem z nich szalenie dumna, radzą sobie genialnie i są bardzo skoncentrowani na celu i realizacji swoich marzeń. Są bardzo pracowici, odpowiedzialni i ogromnie lubiani przez wszystkich trenerów, z którymi do tej pory pracowali.

Jakimi są koszykarzami? Na jakich pozycjach grają? Wyrośli na wielkich chłopów, a utarło się, że tacy zawodnicy nie są zbyt zwrotni, stoją pod koszem i próbują do niego trafić z większym albo mniejszym skutkiem. Z Jaśkiem i Szymonem jest trochę inaczej?

Zupełnie inaczej. Są bardzo wszechstronni, Adaś bardzo dbał o to, żeby potrafili grać na wielu, właściwie wszystkich pozycjach. Tak się gra w nowoczesną koszykówkę. I z tego, co się zapowiada w amerykańskim klubie, taką koszykówkę mają grać – z wymiennymi pozycjami, co im się bardzo podoba.

Wybór Uniwersytetu w Springfield nie był taki oczywisty. Przejechaliście prawie całe Stany, sprawdzaliście różne ośrodki akademickie i szukaliście właściwego klubu.

Tak, ale jeździliśmy palcem po mapie. Braliśmy pod uwagę dziesiątki uniwersytetów. To jest ocean do przepłynięcia, bo w akademickiej NCAA jest… 330 zespołów. Dostaliśmy wiele propozycji, ale mieliśmy jasne kryteria. W Missouri State Bears wyjątkowe było podejście trenerów. Oni naprawdę chcieli Jasia i Szymona. Trenerzy z tego zespołu znali chłopców tylko z filmów, ale ocenili ich jako megautalentowanych i byli bardzo zdeterminowani, żeby chłopców pozyskać. Po kilku tygodniach przyleciał z Missouri do Kobierzyc asystent trenera, który odpowiadał za rekrutację. Był u nas w domu.

Jaś z Szymonem byli zawstydzeni?

Nie bardzo, przebrali go za dinozaura.

Za co?

Kupili sobie gdzieś taki wielki strój dinozaura, do którego się wchodzi w całości. No i jak ten nasz wyjątkowy gość – trener z NCAA poszedł z nimi pogadać do pokoju, to po godzinie wyszedł w tym stroju. Po kilku tygodniach polecieliśmy do Stanów i Szymon z Jasiem powiedzieli: „Tak, to jest to”. 

Chłopcy w Stanach będą rywalizować z utalentowaną młodzieżą dosłownie z całego świata. Często są to czarnoskórzy świetni koszykarze.

Podobna sytuacja była już we Francji. Większość koszykarzy pochodziła z byłych francuskich kolonii, ale chłopcy świetnie się w tym znajdywali.

Powiedzmy jeszcze, jak wygląda koszykówka uniwersytecka w Stanach, hala jest na…

…12 tysięcy kibiców. A rozgrywki NCAA ogląda w telewizji kilkanaście milionów Amerykanów, trochę więcej niż NBA. Chłopcy mają tam świetne warunki. Ich 14-osobowa drużyna ma ośmiu trenerów. Na uczelni studiują na kierunku „General Buisness”. Dostali mieszkanie dwusypialniane na campusie uniwersyteckim, na którym rodzice mają wstęp ograniczony. Na ich uczelni jest 16 tysięcy studentów.

Z jakimi numerami zagrają?

Poprosili o „10” i „15”, do których są przywiązani i dostali te numery bez dwóch zdań. „Jan Wójcik, Poland, Pełczyce. Missouri State Bears”, „Szymon Wójcik, Poland, Pełczyce. Missouri State Bears”. Takie koszulki mieli na prezentacjach.

No wiadomo, Adaś na początku grał z „15”, a potem przez całą wielką karierę z „10”. Legendarne „AW10”. Ta dziesiątka jest po prostu Waszym numerem.

Dla Jasia i Szymona 10 i 15 zawsze były wyjątkowe, tak jak dla ich rodziców. Trzymam za nich kciuki. Adaś na pewno też, jak zawsze.  

Jacek Antczak.

Od redakcji: Krystyna Wójcik kandyduje w Wyborach Samorządowych do Sejmiku Województwa Dolnośląskiego. Na liście Koalicji Obywatelskiej  jest ostania – 10-ta.

Jacek Antczak – autor książki „Adam Wójcik – Rzut bardzo osobisty”. Karierę dziennikarską rozpoczął w Gazecie Wyborczej. Wydawca i szef reportażu miejskiego w „Słowie Polskim - Gazecie Wrocławskiej”. Za swoje reportaże otrzymał prestiżową nagrodę Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Został uhonorowany Nagrodą im. Tadeusza Szweda dla Dziennikarza Roku Na Dolnym Śląsku. Nominowany do nagrody Grand Press (2011). Autor książki „Reporterka. Rozmowy z Hanną Krall”.


Podziel się
Oceń

Reklama
zachmurzenie małe

Temperatura: 2°CMiasto: Wrocław

Ciśnienie: 1013 hPa
Wiatr: 11 km/h

Komentarze
Autor komentarza: Mikołaj PawlakTreść komentarza: Łukasz to jest gość !Data dodania komentarza: 23.11.2023, 09:41Źródło komentarza: MAILO – psi champion z Kobierzyc!Autor komentarza: AniaTreść komentarza: Czekamy na najlepszą szkołę w Bielanach Wrocławskich :)Data dodania komentarza: 17.11.2022, 01:10Źródło komentarza: American School of Wrocław – wkrótce z nowym zespołem edukacyjnym w Bielanach WrocławskichAutor komentarza: JacekTreść komentarza: ta cała przerubka dróg to jedno wielkie gówno ja proponuję wszystkim w odległości do jednego kilometra od przyszłej autostrady złożyć wnioski o odszkodowanie jak jeden mąż i żona bo najpierw wydają pozwolenia na budowę a potem budują drogę pod nosem najlepiej niech puszczą drogę przez podwurko tych planujących drogi niema nigdzie tak powalonych polityków jak w Polsce powinni mieć napisane na plecach ubij waćpan wstydu oszczędźData dodania komentarza: 15.11.2022, 18:59Źródło komentarza: Autostrada A4. Zbliża się potężny remont na terenie gminy KobierzyceAutor komentarza: JATreść komentarza: moje dziecko chodzilo do złobka asw i bardzo nie polecam. Rozwiazałąm umowe po kilku miesiacach. Dzieci nawet takie malutkie siedza i ogladaja bajki w złobku... Mam jeszcze inne zastrzezenia o ktorych nie chce tu pisac.Data dodania komentarza: 15.08.2022, 15:16Źródło komentarza: American School of Wrocław – wkrótce z nowym zespołem edukacyjnym w Bielanach WrocławskichAutor komentarza: Wrocław Treść komentarza: Moje dziecko jest w ASW od początku puki było mała kameralna placówka było super wszystko dopilnowane. Aktualnie podstawówka to nie porozumienie dzieci się nie uczą program jest nie realizowany . Zamiast się uczyć włączają filmy do oglądania albo proponują rysowanie lektur w 4 klasie . Zdecydowanie nie polecam . Szukam alternatywny bo płaci się dużo pieniądze ze przechowanie dzieci. Data dodania komentarza: 27.02.2022, 02:50Źródło komentarza: American School of Wrocław – wkrótce z nowym zespołem edukacyjnym w Bielanach WrocławskichAutor komentarza: yyyTreść komentarza: kolejny oświecony z poziomem wiedzy medycznej 0. Przekazujący baśnie i wierzenia z mchu i paproci, że niby szczepienia sa groźne itd. Jak nie masz wiedzy i doświadczenia to posłuchaj tych co mają. Nie jednego nawiedzonego pseudo lekarza ale większości lekarzy. Data dodania komentarza: 14.11.2021, 22:27Źródło komentarza: Wrocław szykuje punkty szczepień masowych. Szczepienia drive-thru na lotnisku